100+20 czyli ambicja nie poplaca.
Z mapy wychodzilo, ze ze Znojma do Mikulova niewiele 60 z tego po Austrii polowa. A mial to byc dzien austriacki, to zachcialo sie wiecej - wiecc zamiast na wschod skrecilem na zachod. Drogowskazy prowadzily na Retz, pogoda sie wypieknila to te 20 wiecej nie straszylo. Jak sie okazalo - snulem sie winnym szlakiem pogranicza, Retz to dosc urocze miasteczko i postanowilem go posmakowac organoleptycznie. Byl to smak kawy i ulga w kieszeni (3.10 euro) Posiadane 30 mogloby wiec wystarczyc co najwyzej na 10 kaw a przeciez chcialem spozyc cos lokalnego i napic sie takowegoz. Trudno byo za takie uznac piwo i loda z Billi. Ale pic sie chcialo - pierwszy raz od wyjazdu bylo naprawde sloonecznie i cieplo. Wiec niespiesznie (ale tak ok. 20 km/h) przemierzalem te austriackie wioski, gdzie wystrzyzona trawka i wszystko pod sznureczek. Podobalo mi sie, nie moglem tylko zalapac jezyka - brmial miekko jak czeski, czeskie slowa tez sie pojawialy ale zrozumienia - nie bylo. Przed 15-ta dotarlem do Laa an der Thaye i na wlocie wstapilem do knajpki. Chyba to byla w zasadzie jadlodajnia, bo menu bylo inne na kazdy dzien i zawieralo 4 pozycje. No to wybralem Bauernschmaus, gdybym mogl przewidziec rozwoj wypadkow...
Polazilem po miasteczku i poczulem pierwsze oznaki katastrofy. Na szczescie w rynku byla toaleta... Nie bylo natomiast przy szosie, musialy wystarczyc przydrozne krzaki. I tak ze 4 razy na odcinku 22 km... Otruli mnie! Zaczalem rozwazac nocleg na dziko jeszcze po austriackiej stronie, sily odeszly jak reka odjal. Przy zjezdzie na krajowke do Czech polezalem troche na trawie i postanowilem jechac. Bylo juz dobrze po 20-tej jak przekroczylem granice. Objechalem i obdzwonilem z 10 penzionow i ostatecznie wyladaowalem w zaroslach na rozwidleniu drog. Tyle papierzakow w zyciu nie nasadzilem, pomogla dopiero metoda "palec w gardlo". Ale nie pospalem wcale. Rano nie kusil w ogole widok Mikulovskeho Hradu - naprawde malowniczy, kusila za to toaleta na stacji Mola. Balem sie stamtad ruszyc ale po gorzkiej herbacie i zakupach w Billi (zapas papieru) - wyruszylem w kierunku Brzeclavia. Po paru kilomerach znalazlem niezla miejscowke przy szosie i postanowilem troche odespac. Nie dalo sie ale stwierdzilem przynajmniej bezsprzeczne zalety nawilzanych husteczek... W Lednicach pokrecilem sie po areale, zaryzykowalem lodovou drzst ale zwiedzac mi sie nie chcialo - a chyba mialem to zwiedzanie zalegle, bo 14 lat temu tak sie opilem Bacherowka, ze tylko zleglem w cieniu palacu. Na kempie Apollo dostalem maringotke - domek na kolkach, pspalem z godzinke i zasiadlem w barze. Nie jest zle, przyjalem debreczinske parky i piwo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz